Jestem ze wsi i jestem z tego dumna.

wtorek, 11 listopada 2014

Jesienne liscie


 Bardzo się cieszę, że nie przyjął się w Polsce halloween, bo w polskich realiach amerykańska kalka nie ma prawa bycia. Większość ludzi głowę ma zaprzątniętą całkiem innymi sprawami niż przebieranki tym bardziej, że polskie święto czarów, wróżb i różnych straszydeł to przecież andrzejki. Jeszcze kilka lat temu ulegałam prośbą dzieci wycinając nietoperze i piekąc "palce czarownicy", ale ostatnio chyba się zradykalizowałam bo twardo mówię nie. Kiedy mój średni potomek oświadczył, że idzie na cukierkowe żebry zagroziłam mu dożywotnim szlabanem na wszystko oraz wydziedziczeniem i zmianą nazwiska. Poskutkowało.
  Jedyną zaletą halloween jest powrót wspaniałego,a zapomnianego w Polsce warzywa jakim jest dynia. Najpierw pyszni się jak prawdziwa dama na przydomowych wystawach, aby potem zasilić spiżarnie.


 Niechęć do halloweenowych zabaw wcale nie oznacza, że podoba mi się chryzantemowo- zniczowy amok jaki ogarnia wszystkich, nawet tych którzy nogi przez cały rok nie postawili przy grobie bliskich. Cóż tradycja rzecz święta szczególnie niebezinteresownie wspierana przez handel.
Jak co roku unikam tłumów, nie wybieram się na początku listopada na groby i zdecydowanie uważam że niewiele przez to stracę- ot tylko korki i kolejki.
  Przecież listopad w całości jest poświęcony pamięci zmarłych więc odwiedziny przesuwam na bardziej spokojną porę. Wtedy w ciszy i spokoju mogę pochylić się nad grobem kochanego dziadka, zapalić znicz i przez chwilę poczuć ulotność świata wokół nas. W mglistym, listopadowym zmierzchu migotliwe płomyczki są jak zbłąkane dusze, a wizyta na cichym cmentarzu to jak dotknięcie drzwi na "drugą stronę chmur".
  Wtedy myślę co dali mi dziadkowie i nie tylko chodzi mi o geny.
 Dziadek Boguś był surowym stolarzem o despotycznym charakterze, twardych zasadach i złotych rękach. Tak ukształtowało go życie, taki po prostu był i choć nie wzbudzał dziecięcej miłości, to zostawił mi piękny dar - wiarę w swoje zasady i miłość do drewna. Jego wspomnienie przywołuje aksamitny dotyk wyszlifowanej deski i odurzający zapach świeżo ścinanych drzew. Mam nadzieję, że gdzieś tam wygrzewa się w południowym słońcu na ławeczce przed warsztatem.
 Dziadek Władzio był drugim po tacie mężczyzną, który miał wpływ na to kim jestem. Wielka bezinteresowna miłość i bezbrzeżna wyrozumiałość jaką darzył wnuczki dodawała nam skrzydeł. Dla niego zawsze byłyśmy mądre, grzeczne i ładne. Mimo ciężkiej pracy miał czas na zabawę, naprawianie urwanych lalczynych rąk, granie w karty czy po prostu takie ciepłe, wspólne nic-nie-robienie. Myślę, że to dzięki niemu po prostu mi się chce, że tak jak on lubię życie, innych ludzi i zwierzaki.
  Tych co odeszli widzę nie tylko w swoim odbiciu, ale też w moich dzieciach- wyglądzie, charakterze, talentach.... Wiem, że nie cali odeszli, że wciąż ich cząstka będzie ciągle żyła, póki żyją dzieci, wnuki, prawnuki... Mam nadzieję, dziadkowie nas strzegą- Boguś pilnuje zasad, a Władzio usuwa życiowy bałagan spod stóp.
Oj chyba robię się sentymentalna, bo z jednej strony wokół życie tętni jak szalone, a z drugiej ...
  Kilka dni temu okazało się, że w kurniku nie ma Mocherka, Ekipa poszukiwawcza wieczorem ani rano nie odnalazła kogucika, dopiero po południu okazało się, że w sadzie leżą już tylko piórka... Niestety przez kilka ostatnich dni Jagusia mało biegała co od razu wykorzystał lis i to jak widać prawie pod domem. Wielka szkoda, bo to mój ulubiony mieszkaniec kurnika i miałam zamiar znaleźć dla niego śliczną żonkę aby powiększyć hodowlę tej rasy.

  Natomiast jeśli chodzi o radość z życia to właśnie skończyłam obchody urodzinowe, a długość obchodów moich urodzin, liczbę gości, imprez i prezentów można porównać bez małą z urodzinami Kim Ir Sena lub Putina. Brak było tylko staruszek powiewających chorągiewkami oraz dziatek recytujących okazjonalne rymy. Mogłam poczuć się jak uwielbiany dyktator co oczywiście baardzo mi się podoba.
Na ostatnią imprezę przygotowałam m.in. tort karmelowo- gruszkowy z Domowych-Wypieków, choć w ostatnim momencie okazało się, że brak mi pewnych narzędzi do wykonania dekoracji i musiałam trochę zmienić koncepcję. Mimo to tort był efektowny i bardzo smaczny.
  Piękne listopadowe dni wykorzystujemy na ostatnie porządki w ogrodzie i przygotowania do następnego sezonu. Postanowiłam radykalnie zmniejszyć powierzchnię upraw, bo po prostu w obecnej sytuacji brak mi czasu na wszystkie prace. Z jednej strony praca w ogrodzie sprawia mi wielką przyjemność i satysfakcję, z drugiej wszystkie zaniedbania są przyczyną frustracji i stresu. Po tegorocznej szrpaninie powiedziała twardo dość- mam ograniczone możliwości i mogę na siebie brać tylko te obowiązki, którym podołam. Dlatego plany rolnicze na kolejny rok zostały mocno zredukowane, w zasadzie to tyle:

 Piękna pogoda sprzyja też spacerom, tym bardziej, że stałam się dumną posiadaczką kijów do nordic walking, więc pilnie trenuję. Oczywiście wygodniej chodzić po bardziej cywilizowanych ścieżkach niż brodzić w złotym morzu liści, ale wrażenia są niezapomniane.
 


 
Dzięki długim wieczorom znów zabrałam się za decopage więc w najbliższym czasie będę mogła pokazać kilka nowych prac. Dziś jesienne świece.
Jak widać znów się różności uzbierało jak jesiennych liści.