Jestem ze wsi i jestem z tego dumna.

środa, 24 grudnia 2014

Szczęśliwych, zdrowych, radosnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia w wiosennej aurze 

życzą mieszkańcy Siedliska Boży Dar

wtorek, 23 grudnia 2014

Już prawie...

   Za nami najkrótszy i chyba najbardziej ponury dzień w roku, ale to nic bo wyczekiwane Boże Narodzenie czas zacząć.
  Siedlisko wysprzątane choć wiele prac uznałam za przesadę (np. mycie okien, czy kuchennych szafek), więc testu "białej rękawiczki"  zdecydowanie bym nie zaliczyła. Perfekcyjną Panią Domu to ja raczej nie zostanę.  Ale co tam! Przecież nie o to w tym wszystkim chodzi żeby w Wigilię słaniać się ze zmęczenia i wydając złowrogie warkoty marzyć o schowaniu się pod kołdrą! Nie wiem jak u Was, ale moi goście nie zaglądają na szafy ani do piekarnika.
   Ponieważ za oknem jest jak każdy widzi- deprecha przez wielkie D wisi w powietrzu, skupiłam się raczej na tworzeniu przyjemnej, świątecznej trochę ulotnej atmosfery niż realizacji listy zadań, bo to mam na co dzień. Dekoracje, światełka, grzane wino i ogień w kominku... Pora trochę odpocząć i poleniuchować!
Aaaa, kotki dwa...

  No i jeszcze trochę gotowania i pieczenia, ale to dla mnie sama przyjemność, tym bardziej, że nie preferujemy wielkiego, świątecznego żarcia, więc gotuję jak na trochę dłuższy weekend. Oczywiście coś nowego musi być- w tym roku jest to marchewkowy piernik.
Spokojnie i bez pośpiechu będę się rozkoszować domowym ciepełkiem i "resetować system" czego i Wam życzę.

niedziela, 14 grudnia 2014

Ziarnko do ziarnka czyli Adwent- czekanie i oszczędzanie

 
Już trzecią niedzielę adwentowy wieniec wita naszych gości przed drzwiami Siedliska,a przed nami  jeszcze trochę pracy i cierpliwości.
 Adwent to jeden z moich ulubionych okresów w roku według zasady, że największa przyjemność to gonić króliczka, a nie złapać króliczka. Całe to zamieszanie z porządkami, przygotowaniami, prezentami i gotowaniem działa na naszą podświadomość jak jednoznaczny sygnał, że przed nami coś niesamowitego. Jak co roku opieram się przed zbyt wczesnym ubieraniem choinki, żeby nie spowszedniała nam ta niesamowita atmosfera, przygotowujemy własnoręczne robione prezenty, pieczemy pierniczki.... Czekamy, czekamy, czekamy.... W tym wypadku czekanie to cudowna sprawa, bo czekamy na niezwykłe urodziny.

  Gdybym jednak była pilnym widzem telewizyjnym to mniej więcej od drugiego tygodnia listopada powinnam żyć w przekonaniu, że przed nami dzikie bachanalia wg zasady "zastaw się a postaw się". Zakup tego czym bezwzględnie, wg. reklam,   powinnam uszczęśliwić swoją rodzinę mogłyby mnie wpędzić w długi, które odziedziczą wnuki, a raty świątecznego kredytu, na niezbędne wydatki zetrą w proch poczucie finansowego bezpieczeństwa. Bo przecież jak można  obchodzić rocznicę narodzin Syna Bożego bez nowego telewizora, kanapy, majtek, kolczyków czy choć głupiego tuszu do rzęs? Jak przeżyć ten niezwykły czas bez najmodniejszych kozaków czy komórki? Przecież to grzech, a handlowcy i spece od reklamy nam tego nie wybaczą!
  A jednak jak co roku postanowiłam być twarda! Zresztą wszystko to czego naprawdę potrzebuje nie jest do kupienia w żadnym sklepie, a to co mogę kupić zdecydowanie stanieje po Nowym Roku. Czyli warto czekać. No i jest jeszcze jeden powód...
  Kiedyś pisałam już o mojej mani zbierania różności, a znające mnie osoby znają jeszcze inną cechę mojego charakteru czyli... No właśnie, powinnam napisać oszczędność, ale samokrytycznie stwierdzam że bardziej pasuje mi skąpstwo!
Oj, jak bardzo jestem z siebie dumna gdy uda mi się zrobić coś z niczego lub kupić taniej! Puchnę z dumy tak, że chyba unoszę się nad ziemią, a samouwielbienie przysłania niekiedy zdrowy rozsądek. Wolę paść trupem ze zmęczenia niż zapłacić komuś za pracę, którą według mojego mniemania mogę wykonać sama i to lepiej.  Każdy wydatek muszę dokładnie przemyśleć rozważając czy NAPEWNO będzie mi to potrzebne, czy nie da się naprawić starszej wersji, kupić używki lub zastąpić czymś innym. Każdy nieudany zakup, który okazywał się być bublem był przyczyną mej rozpaczy i zgryzoty. Chyba dlatego starannie omijam sklepiki typu "wszystko po 2,50", chińskie markety i supermarketowe wyprzedaże. Nie skuszę się na buty za 29,99 ani odkurzacz dziwnej marki w super promocji, bo wiem że to wyrzucone pieniądze czyli patrz wyżej.
Te miejsca i rzeczy są  tylko dla bogatych ludzi, których stać na wyrzucanie i co raz to nowe zakupy.
Wcale nie oznacza to że lubuję się w znanych markach- oczywiście są rzeczy, gdzie znana firma jest gwarantem jakości np. sprzęt agd, narzędzia itp., ale np odzież to większości całkiem nieznane, polskie, często małe i lokalne firemki. Te rzeczy są droższe (często dwukrotnie)  niż chińszczyzna, ale wiem, że posłużą mi dobrze i długo. Warto robić zakupy u znajomych i sprawdzonych sprzedawców - niekiedy wbrew swojemu interesowi odradzą nam jakiś kiepski zakup, bo utrata rozczarowanego klienta może być w przyszłości droższa niż chwilowy zarobek.Chętnie korzystam z internetowych aukcji, najlepiej z najbliższych okolic, żeby nie płacić za transport, uwielbiam targi staroci, sklepy z tzw. meblami holenderskimi, antykwariaty, komisy no i oczywiście szmateksy.
Warto nie tylko kupować rzeczy używane, ale też sprzedawać to co nie jest nam już potrzebne- niby małe kwoty, ale mogą nieźle zasilić domowy budżet.
Można też uruchomić "recykling" wśród rodziny i znajomych - zostają nam buty i ciuchy, książki, sadzonki kwiatów, robimy domowe przetwory, ciasta, albo po prostu piękne świąteczne ozdoby- warto się wymieniać. Nie ukrywam, że ubranie trzech ciągle rosnących pociech to niezłe wyzwanie finansowe, ale mogę rewanżować się własną produkcją owocowa- warzywną. oddaje też moje ubrania i gazety.
   Dla wielu osób taki sposób na życie jest powodem do żartów, a nawet wstydu,bo to przecież "takie dziadowanie", ale według mnie,ocenianie po metce, marce samochodu czy cenie świadczy tylko o strasznie niskim poczuciu własnej wartości. Umiar nawet taki jak mój, czyli zalatujący skąpstwem, jest cnotą niezbyt dziś modną, a szkoda. Szczególnie w obliczu spraw niematerialnych.




 Jeszcze kilka dni temu pierwszy śnieg zachwycił nie tylko dzieci. Wszystko wokół Siedliska pogrążyło się najpierw w wielkiej ciszy i bieli, a potem w radosnym pisku i szczekaniu. To chłopcy i Jagusia witali zimę w nowej szacie pracowicie lepiąc bałwana. Oczywiście lepili chłopcy bo Jagusia ograniczyła się do kradzieży marchewkowego nosa.





pierwszy w tym roku beznosy bałwan
   Ale co było minęło, a Aleksandra usunęła w niebyt mizerne śnieżne resztki- dziś był dzień spacerów, grzania się w słoneczku i pasania kozy. Wszyscy zgodnym stadem hulali po Siedlisku.





 Jeszcze tylko kilka dni i Boże Narodzenie czas będzie zacząć. Miłego czekania!