Jestem ze wsi i jestem z tego dumna.

wtorek, 17 lutego 2015

i tylko koni żal...

  Kurz po feriach dawno opadł, ale wrażenia z końcówki nie do zatarcia. Ostatni weekend spędziliśmy w górach ciesząc się bajkowymi widokami Tatr i lenistwem w białczańskich termach- oj było warto!
  Zdobyliśmy na własnych nogach Morskie Oko, co biorąc pod uwagę porę roku i wiek niektórych członków wyprawy uważam za nie lada wyczyn - Grześ miał chwilę załamania, ale maszerował dzielnie. Najważniejsze, że na drugi dzień był w całkiem dobrej formie, czego nie można powiedzieć o mnie i Szanownym Małżonku - nawet nie wiedziałam, że mam tyle mięśni i stawów, które mogą tak boleć. Najlepszą kondycją wykazał się Krzyś, który maszerował na czele, a że zawładnął aparatem fotograficznym zrobił przy okazji całą masę zdjęć. Tylko najstarszy jak przystało na nastolatka głównie marudził przez dwa dni.
Marudny Nastolatek poleguje na szlaku
   Muszę jednak przyznać, że zapomniałam jak koszmarnie ciasno jest w okolicach Zakopanego w ferie- ogromne korki i dzikie tłumy! Mam alergie na takie "kurortowe" klimaty i cieszę się, że na nocleg, jak w ubiegłym roku, wybraliśmy małe, ciche i spokojne Brzegi. Nasza gospodyni wynajmuje bardzo wygodne pokoje, można korzystać z aneksu kuchennego, wspólnej jadalni oraz sytych i smacznych obiadów za całkiem przystępną cenę.
  Wśród tych pozytywnych doznań pojawił się jeden zgrzyt- konie na trasie na Morskie Oko. Nie jestem wojującą ekolożką, ale widok tak umęczonych zwierząt jest straszny. I niech nikt mi nie wmawia że konie dają radę, od tego są i w ogóle taka tradycja. Jeśli widzę dwa mokre ze zmęczenia, spienione konie ciągnącego pod górę sanie wyładowane "górskimi turystami" to dochodzę do wniosku, że coś jest nie tak -albo koni za mało albo turystów za dużo. Może dobrym rozwiązaniem byłyby cztery, a nie dwa konie- choć już słyszę krzyk o kosztach ponoszonych przez woźniców, ich biedzie i uświęconej tradycji. Pewnie, pewnie- tradycją jest też ubój rytualny i obcinanie ręki złodziejowi! To raczej nie jest argument, ale pazerność i głupota lubi za czymś się schować. Tradycja pasuje świetnie!
  Po drugie nie ma obowiązku zdobywania Morskiego Oka w zimie- wypada mieć trochę rozsądku - nie daje rady, nie idę.  Może w lecie będą meleksy i wtedy można będzie podjechać na górę- oczywiście będąc zgrzybiałym starcem, inwalidą, kobietą w ciąży lub rodzicem małego dziecka. Reszta śmierdzących leni niech maszeruje na własnych nogach! Nie wiem dlaczego ludzie narzucają sobie jakieś obowiązkowe punkty programu całkiem nie adekwatne do chęci i możliwości, a potem próbują odhaczać je idąc po łatwiźnie lub co gorsza porywając się z motyką na słońce. Jedna grupa uzna że Morskie Oko zaliczy wyjeżdżając bryczką, druga zaciągnie dziecko na Kozie Wierchy. Obie zalatują głupotą.





dzikie tłumy na Morskim Oku



Autorami zdjęć są Wszechstronnie Uzdolnione Dziecko oraz Szanowny Małżonek.


***
"Pamiętnik Dziecięcych Mądrości"

Szanowny Małżonek wchodzi do domu obładowany na wszystkie ręce i piętrowo- niesie teczkę z dokumentami, laptop, reklamówkę, portfel, kluczyki, kasetkę z utargiem. Widzę, że wszystko zaczyna mu się chwiać więc łapię to co już zaczyna spadać czyli, całkiem przypadkiem, kasetkę;)
Krzyś z potępieniem : "Ani cześć ani co u Ciebie kochanie tylko od razu łapie forsę. Ach te kobiety!"
Bez komentarza.

niedziela, 1 lutego 2015

Mała rzecz a cieszy czyli Siedlisko pod śniegiem

 
 Wczoraj rano Szanowny Małżonek spojrzał rano przez okno i zaczął się śmiać wyrywając mnie tym samym ze słodkich objęć Morfeusza. Najpierw pomyślałam, że facet zwariował i to akurat w dzień wolny od pracy, ale rzut okiem za okno wystarczył, aby pojąc przyczynę tej radości. Świat otulony białym puchem prezentował się nader pięknie, szczególnie w porównaniu z ostatnimi szarościami. Przyczyną radości Małżonka była zapewne wizja przekopywania się z garażu do bramy i dalej na uliczkę, nie tkniętą zresztą przez gminny pług, mają świadomość braku łopaty do śniegu. Po prostu tej zimy nie była potrzebna i jakoś uleciała mi z głowy myśl o jej zakupie. Biorąc pod uwagę że czekał nas najpierw wyjazd do pobliskiego Frysztaka, a potem w miarę szybki powrót do Krosna to trzeba było sobie narzucić energiczne tempo pracy. Całe szczęście do drogi mamy lekko z górki i samochód potoczył się ciągnięty zbawczą siłą ciążenia.
  Spakowane dzień wcześniej moje Utalentowane Pacholę oczekiwało na odwózkę na obóz. Swoją drogą skromnością po prostu powalał- na pytanie troskliwej matki czy potrzebuje jakiegoś ciucha ekstra na obozowe dyskoteki odpowiedział, że nie bo przecież ma "niewątpliwy talent taneczny i zniewalający urok osobisty, a to wystarcza do podrywania dziewczyn!"
  Całą drogę zachwycałam się przepięknymi widokami i cudownego nastroju nie zepsuła mi nawet czekająca nas dodatkowa sobotnia praca. Pod koniec dnia udało nam się nawet wyskoczyć na małą przechadzkę aby nacieszyć oczy i trochę się dotlenić. Niby nic a cieszy!


 

 





Za to Nuśka pogardza łażeniem w taką pogodę i z ciekawością zabarwioną lekką pogardą spoglądała na nas z okien domu. Zresztą nie tylko dziś i nie tylko ona - kury też nie przepadają za śniegiem.





  Dopiero wieczorem znalazłam czas na moją nową pasję, która co prawda w trakcie prac doprowadza mnie do rozpaczy, łez i napadów szału, ale jak już uda mi się coś zmajstrować to mam z tego przeogromną satysfakcję. Szczególnie ogromną, że rzecz dotyczy miniatur. Zainspirowana fachowymi blogami postanowiłam zrobić coś sama i choć idzie mi opornie to jestem pełna zapału i się nie poddaje. Podziwiam staranne i pracochłonne dzieła, ale kiedy próbuję się na nich wzorować okazuje się że każda, nawet z pozoru prosta rzecz pochłania masę czasu i pracy. Jestem pełna podziwu dla ich autorek! Muszę jednak stwierdzić, że w świetle ostatnich stresujących sytuacji zawodowych takie żmudne prace działają bardzo wyciszająco i relaksująco - ot taka terapia przez rękodzieło. Nie dla mnie światowa terapia na kozetce u psychoanalityka, lepiej po mojemu- gdy jestem zła idę narąbać drewna, a gdy zestresowana będę dziubdziać miniaturki. No a dwie stówki zostają w kieszeni co już zdecydowanie poprawia mój stan psychiczny!