Jestem ze wsi i jestem z tego dumna.

niedziela, 29 grudnia 2019

Zimowe pożegnanie roku



  Nareszcie doczekaliśmy się zimy choć śnieg jest raczej przez małe "ś". Jednak taka mała różnica sprawia, że spacer znanymi ścieżkami nabiera całkiem nowego uroku, nie jest już szaro i błotnisto, jest jasno i czysto. W zasadzie  jasnoszaro.  Wracamy zmarznięci, ale zadowoleni.
  Teraz to nawet świąteczne dekoracje nabierają sensu, bo wcześniej ozdobne nart i listopadowe błoto nijak mi się nie komponowały. Narty przeleżały na strychu kilka lat, aż doczekały się drugiej młodości choć w trochę odmienionej formie.




















  To zapewne ostatni post przed Nowym Rokiem, więc chciałabym życzyć Wam wszystkim aby każdy dzień był pełen nowego uroku, a każde zadanie, którego się podejmujemy było sensowne i celowe. Cieszcie się życiem w Nowym Roku!


czwartek, 26 grudnia 2019

Świąteczny luzik

  Magia świąt to pojemne i banalne określenie na wszystko, wszyściutko co otacza Boże Narodzenie włączając w to sprzedaż elektronicznych gadżetów, kolejki i szał porządków. Tak się złożyło, że w tym roku miałam okazję porozmawiać z osobą którą owa "magia"dotyka wyjątkowo namacalnie- kasjerką z delikatesów. Na moje ogólne uwagi o miłej atmosferze pracy w okresie kiedy ludzie obowiązkowo używają pozdrowienia "wesołych świąt" stwierdził,a że nie zna gorszego okresu do pracy w całym roku. Z  jej punktu widzenie magia świąt to pośpiech, przepychanki między klientami w kolejce, chamskie odzywki, krzyki i wyzwiska wobec kasjerek, które pracuję na pełnych obrotach, bo nie tylko ludzi jest więcej, ale i dostaw towaru, który trzeba rozpakować i poukładać na półkach. Wszak nadchodzę świąteczne dni, apokalipsa bezsklepowa jest blisko! Wszyscy umrzemy bez zapasów szynki i majonezu! 
   W tym roku nie czułam długo tej magicznej atmosfery,  a czas jakby zatrzymał się w listopadzie. Nie sądziłam że na kilka dni przed Bożym Narodzeniem na łące będzie się pasła  Matylda,




będą kwitły bazie

a róże zielone jak w październiku.


Tak na prawdę magię poczułam dopiero w poniedziałek, kiedy miałam już więcej czasu i po prostu wyluzowałam. Wyciągnęłam książki do przeczytania i butelki do pomalowania. Po prostu luzik. Nic nie muszę, nic mi się nie chce,
I tego wszystkim życzę z okazji świąt- więcej luzu!
Na chwile ściągnąć sztywniacki pancerz!
Zhipisieć!
Wesołych Świąt!                                                 

sobota, 14 grudnia 2019

Szarość



 Znacie szarą godzinę dnia? To ta pora kiedy mrok już ustępuje, ale różanopalca Eos jeszcze nie obudziła dnia swym pocałunkiem. Zdarza się, że człowiek budzi się o tej smutnej godzinie i już nie zmruży oka do rana przewracając się z boku na bok i męcząc się  galopadą myśli. Czarnych oczywiście. Jednym słowem koszmar!
  A co jeśli szara godzina trwa przez cały dzień?! Szaro, ciemno i ponuro rano, szaro, ciemno i ponuro w południe a wieczorem... szaro , ciemno, ponuro i leje na dodatek! Człowiek pogrąża się w jesiennej depresji, bo przecież listopad mamy tej zimy. Nie zamierzam truć głupot o motywacji, wizualizacji i pozytywnym myśleniu! Ciemnym i zimnym "bladym" porankiem nie myślę w ogóle,  wiec wizualizacja ciepłej łąki graniczy z cudem, a jedyna żyjąca komórka  w mym mózgu odpowiada za charkot nienawiści wydobywający się z ust. Ot taki świt zombie.. Dodam że niestety ten stan utrzymuje się u mnie niekiedy do wieczora, więc kolejnego poranka motywacje mam raczej słabą. Staje się wtedy ,jak to określiła koleżanka, kobietą bez twarzy* -brak makijażu, szary sweter, włos sczochrany z wronim gniazdem z tyłu głowy.   Wtedy wiem że muszę skorzystać z przyjemności, które zarezerwowane są nie tylko na tą porę roku, ale teraz mogą dać niezłego kopa energetycznego, A więc:
Po pierwsze- spacer. Leje? Cudownie- nic tak nie poprawia cery jak  naturalna wilgoć. Zimno? Zdychają bakcyle. Wieje? Przynajmniej nie ma smogu. Zmuszam się. Wiem że będzie lepiej. Na wszystko są sposoby, a złej pogody nie ma tylko złe ubrania. Niekiedy wystarcza spokojnym krokiem do bramy i z powrotem. Przed nasileniem sezonu grzewczego korzystałam z bliskości wałów nad Lubatówką i szłam na przechadzkę przed pracą, ale w zimie lepiej nie ,bo raczej jest to rozciągnięte w czasie samobójstwo niż ruch dla zdrowia.
Po drugie- kominek. Chyba nie trzeba nic tu dodawać, szczególnie gdy wracam ze spaceru gdzie lało, wiało i było zimno


Po trzecie- sauna i  basen. Pływanie pozwala się odprężyć i świetnie działa na zmęczony siedzeniem przy biurku kręgosłup, a nawet na miejskich basenach są już sauny, o miejscach bardziej przyjemnych, jak baseny hotelowe nie wspomnę. Dla mnie to nieprawdopodobny zastrzyk energii i staram się korzystać w miarę możliwości. Nie tylko zdrowia ale i dla urody - pobudza układ krążenia, wydzielanie endorfin i odporność- szczególnie w połączeniu z zimnym prysznicem, ale też oczyszcza skórę pozwalając wypocić toksyny i wspomaga odchudzanie (szczególnie gdy się pilnie ćwiczy i nie zajada smutków czekoladą!).
Po czwarte -grzane wino-  dość stereotypowy sposób leczenia jesiennej depresji alkoholem, ale może dostarczyć wiele przyjemności szczególnie gdy mamy sprawdzony przepis. Mój to

1 szklanka wina czerwonego półwytrawnego
1/2 łyżeczki miodu
1/2 kieliszka brandy
1/4 pomarańczylub 1/2 mandarynki
kilka goździków (u mnie 2-3)
 szczypta cynamony

Na początku zalewam przyprawy winem i odstawiam na jakieś pół godziny żeby nasiąknęły, potem powinna je odcedzić ale mi nie przeszkadzają więc zostawiam.  Dodaje miód i podgrzewam wino aż do jego rozpuszczenia pilnując by się nie zagotowało. Na końcu wlewam brandy i dodaje plasterki pomarańczy albo cząstki mandarynki.


Powtarzać do uzyskania oczekiwanego efektu.
Nie ukrywam, że życie jest po kubeczku takiej mikstury jest bardziej kolorowe, więc zimą ocieram się o alkoholizm.
*Makijaż jest po to żeby kobieta namalowała sobie twarz.

niedziela, 8 grudnia 2019

Ciężar poranka


  Nadeszła pora, która niekoniecznie zachwyca- szaro, ciemno, mokro, zimno... Kiedy wstaje rano, przed kurami i przed wschodem słońca, moja dusza cierpi i wyje "spaaaaaaać"! Bez kofeiny nie ma życia! Pierwszą kawę wypijam tylko po to żeby lepiej widzieć ekspres i od razu zrobić sobie drugą, a ciśnienie i tak mam na poziomie "mniej niż zero". Dopiero po trzeciej, wypitej w pracy wracam do świata żywych. Szczególnie późną jesienią i zimą doceniam zalety śniadań na ciepło i ,jak mawia Najstarszy Potomek, na bogato, co zresztą wcale nie oznacza bardzo wyrafinowanych dań. Po prostu nie uznaje kanapek, ani jako pierwsze śniadanie ani do szkoły. Bladym świtem, kiedy chłopaki sennie kiwają się nad stołem podanie im pod nos chleba z czymś trąci przemocą wobec nieletnich, zresztą dla mnie też jest to ciężkie do przełknięcia. A szkolne kanapki najczęściej wracały nieświeże i zmiętolone tylko po to żeby posmakował ich pies. Ponieważ rano wszystko jest biegiem nie mogę serwować kulinarnej rozpusty, bo mi się nie chce i już. Chce mi się spać, kawy jeszcze nie działają, świat widzę ponury i zły, a przede mną codzienny bieg przez przeszkody, więc musi być szybko i prosto.

Na obudzenie bywają grzanki, naleśniki, omlety, racuchy,kluski na parze, najczęściej z dżemem lub jogurtem, a do szkoły pizzetki, domowe drożdżówki, ciasta francuskie z nadzieniem najczęściej szynkowo-serowym. Czyli jak widać szału nie ma, a wszyscy siadają do stołu chętnie. Dużo z tych rzeczy można przygotować w całości lub części dzień wcześniej, lub wykorzystać gotowe półprodukty- np. ciasto francuskie czy kluski na parze.
Jestem wielką zwolenniczką sycącego śniadania jako najważniejszego posiłku w ciągu dnia, bo, upraszczając skomplikowane zasady metabolizmu, im więcej zjem rano tym mniej głodna będę wieczorem, co nie jest bez znaczenia dla obwodu talii. W przypadku dzieciaków nie ma o czym mówić, bo wyjście do szkoły bez śniadania to grzech ciężki i bez rozgrzeszenia- mdlejące dziewczyny, które śniadaniową porą robiły się na bóstwo, a w szkole są na diecie, to smutny przykład.

 Niestety często dotyczy to także dorosłych, którzy rano nie są głodni lub nie mają czasu ale nadrabiają wieczorem, a nawet w nocy. Oczywiście co dobre dla dzieci nie koniecznie smakuje dorosłym, ale babeczki czy ciasteczka można zastąpić sałatką, jajkami czy pieczywem z warzywami i domową pieczenią. Sama zresztą, od kilku miesięcy, stałam się wielbicielką zup bynajmniej nie mlecznych. Raczej mam na myśli krupniki wszelkiej maści z kaszami lub brązowym ryżem, delikatnie doprawione, ale nie mdłe. Nic nie rozgrzewa tak jak ciepła zupa!
  Dla tych którzy uważają zupy za tuczące polecam książkę Moniki Honory "Zupy sycące ale nie tuczące", której autorka zmodyfikowała tak przepisy aby były dopasowane do naszych potrzeb energetycznych w różnych porach dnia. Zupy dzielą się na śniadaniowe, przedobiednie i obiadowe oraz podwieczorek + kolacja, a całość może być bazą diety na której trudno być godnym. Polecam szczególnie wersje śniadaniowe (z powodów wyżej wymienionych) i kolacyjne ( bo dopada mnie 'mały wieczorny głód").


wtorek, 3 grudnia 2019

Wisienka

   Z pewną nieśmiałością zerknęłam na zapomniane blogowe strony i, o dziwo, nawet pamiętałam swoje hasło. Tak dawno tu mnie nie było, że czuję się jak gość- obcy, lecz zdziwiony poczuciem deja vu. Czy ja to znam? Czy już to widziałam?
Niekiedy w ramach racjonalizacji, reorganizacji, modernizacji, innowacji i innych ...acji w życiu wyrzucamy do lamusa rzeczy, które wydają się już przebrzmiałe, niepotrzebne, a wręcz zabierające cenny czas. A tu po jakimś czasie okazuje się że stanowiły one miłe urozmaicenie, a nawet wisienkę na codziennym, życiowym torcie. I czegoś brak.
  Od dłuższego czasu odczuwam brak tej ,niby nie potrzebnej, wisienki i dlatego postanowiłam odświeżyć moje "życie w sieci".