Jestem ze wsi i jestem z tego dumna.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rodzicu wrzuć na luz

Nareszcie lato czas zacząć, co zostało oficjalnie potwierdzone sianokosami w Siedlisku. Oczywiście pogoda i brak czasu przeszkadzały, ale jako zgrana drużyna stanęliśmy na wysokości zadania zapełniając po sufit stryszek koziarni. Tak było:
A tak jest:

  Co prawda  dzieci lato zaczynają gdy tylko wyjdą ze szkoły ze świadectwem w dłoni, ale dla mnie to tylko początek luzu, a nie lata. Nie da się ukryć, że na wakacje  czekam z utęsknieniem jak dziecko- koniec oglądania wschodów słońca, aktywnego uczestnictwa w życiu szkoły oraz bycia mamą taksówką, koniec zadań domowych, wywiadówek  i szykowania śniadaniówek. Koniec bycia dobrze zorganizowaną, przezorną i niezastąpioną! Wszyscy znani mi rodzice wrzucają na luz!
Jak mawia Stary Przyjaciel dzieci to kupa szczęścia z przewagą kupy.
Unikają sprzątania pokoju , na końcu półrocza przypominają sobie  że mają pięć zagrożeń i obniżone zachowanie, co miesiąc wyrastają ze spodni i niszczą nowe buty, są ciągle głodne, hałaśliwe i blokują komputer, a choruję zawsze w sobotę wieczorem. Nie wiem jak wy, ale ja już dawno doszłam do wniosku że dzieci to bardzo chybiona inwestycja, bo przecież w życiu nie uda mi się spieniężyć wymiętolonych bukiecików, moich portretów na których wyglądam jak patyczak z wielką głową, laurek z napisem "kohanej mamje", korali z makaronu oraz porcji sałatki owocowej z podwójnym cukrem. Nie da się racjonalnie wycenić buziaków radosnych, pogawędek popołudniowych i ciepłego ciałka, które wpycha się w nocy do łóżka mamrocząc "miałem zły sen", "a co ci się śniło?" "chyba...sen". Tak więc posiadanie dzieci nieuchronnie zbliża nas na skraj bankructwa a czym ochoczo donosi prasa publikując co roku we wrześniu koszt nie tylko szkolnej wyprawki, ale całych kosztów utrzymania potomka.
Mimo to ludzkość nie wymarła choć dzietność w naszym społeczeństwie dramatycznie spada, a posiadanie i wychowanie dziecka to wyższy stopień wtajemniczenia jak hodowla egzotycznych i zagrożonych gatunków. Współcześni rodzice najpierw podręcznikowo przygotowują się do porodu ćwicząc oddechy i gromadząc wyprawkę jak za czasów pustych komunistycznych półek, by potem kontrolować rozwój oseska za pomocą rygorystycznych tabelek. A nieświadoma niczego latorośl najczęściej niefrasobliwie odchyla się od normy przyprawiając rodziców o nieprzespane noce.
Gdy w nie tak odległych czasach Marudny Nastolatek pokonywał kolejne etapy dziecięcego rozwoju też starannie kontrolowałam każdą nabytą umiejętność lub, co gorsza jej brak, gromadząc całkiem sporą bibliotekę, oraz w każdym mym niedopatrzeniu widząc przyczynę przyszłego złamanego życia psychicznego mego syna. W czasie bezsennych nocy oczami wyobraźni widziałam go jako zwyrodniałego przestępcę o mrocznej i autodestrukcyjnej psychice. Wiadomo przecież nie od dziś, że każdy przestępca ma trudne dzieciństwo, toksyczną matkę i pod górę do szkoły.
Gdy urodził się Szczególnie Utalentowany zauważyłam że poradniki chyba przesadzają, a wychowanie dziecka to nie wspinaczka wysokogórska gdzie błąd grozi śmiercią lub kalectwem- można sobie trochę odpuścić teorię, a kierować się tzw matczynym instynktem, któremu bądź co bądź ufały matki na przestrzeni dziejów i ludzkość istnieje.
Po narodzinach Małego Księciunia wszystkie poradniki powędrowały do pudła razem z ciuchami ciążowymi, a ja skupiłam się na kochaniu moich dzieci, starannie lekceważąc wyniki lekarskich bilansów i przedszkolnych testów. Jak na razie nie zauważyłam żadnych ukrytych wad u moich synów. Dlatego teraz każdej młodej mamie radzę by wrzuciła na luz i kierowała się bardziej zdrowym rozsądkiem niż sztywną teorią- wyjdzie to na zdrowie i jej i dziecku! A najlepiej zacząć jakoś tak od tegorocznego lata.

Kwitną siedliskowe róże kupione zaledwie zeszłej jesieni
No ale jeszcze kilka dni, kilka porannych budzików (niech będą przeklęte!!!) oraz śniadań w pośpiechu. Ponieważ jajek u nas dostatek idę w pseudoomlety które ZAWSZE mi się udają. Potem trochę jogurtu, owoców i wypasione śniadanko gotowe.