Jestem ze wsi i jestem z tego dumna.

niedziela, 8 grudnia 2019

Ciężar poranka


  Nadeszła pora, która niekoniecznie zachwyca- szaro, ciemno, mokro, zimno... Kiedy wstaje rano, przed kurami i przed wschodem słońca, moja dusza cierpi i wyje "spaaaaaaać"! Bez kofeiny nie ma życia! Pierwszą kawę wypijam tylko po to żeby lepiej widzieć ekspres i od razu zrobić sobie drugą, a ciśnienie i tak mam na poziomie "mniej niż zero". Dopiero po trzeciej, wypitej w pracy wracam do świata żywych. Szczególnie późną jesienią i zimą doceniam zalety śniadań na ciepło i ,jak mawia Najstarszy Potomek, na bogato, co zresztą wcale nie oznacza bardzo wyrafinowanych dań. Po prostu nie uznaje kanapek, ani jako pierwsze śniadanie ani do szkoły. Bladym świtem, kiedy chłopaki sennie kiwają się nad stołem podanie im pod nos chleba z czymś trąci przemocą wobec nieletnich, zresztą dla mnie też jest to ciężkie do przełknięcia. A szkolne kanapki najczęściej wracały nieświeże i zmiętolone tylko po to żeby posmakował ich pies. Ponieważ rano wszystko jest biegiem nie mogę serwować kulinarnej rozpusty, bo mi się nie chce i już. Chce mi się spać, kawy jeszcze nie działają, świat widzę ponury i zły, a przede mną codzienny bieg przez przeszkody, więc musi być szybko i prosto.

Na obudzenie bywają grzanki, naleśniki, omlety, racuchy,kluski na parze, najczęściej z dżemem lub jogurtem, a do szkoły pizzetki, domowe drożdżówki, ciasta francuskie z nadzieniem najczęściej szynkowo-serowym. Czyli jak widać szału nie ma, a wszyscy siadają do stołu chętnie. Dużo z tych rzeczy można przygotować w całości lub części dzień wcześniej, lub wykorzystać gotowe półprodukty- np. ciasto francuskie czy kluski na parze.
Jestem wielką zwolenniczką sycącego śniadania jako najważniejszego posiłku w ciągu dnia, bo, upraszczając skomplikowane zasady metabolizmu, im więcej zjem rano tym mniej głodna będę wieczorem, co nie jest bez znaczenia dla obwodu talii. W przypadku dzieciaków nie ma o czym mówić, bo wyjście do szkoły bez śniadania to grzech ciężki i bez rozgrzeszenia- mdlejące dziewczyny, które śniadaniową porą robiły się na bóstwo, a w szkole są na diecie, to smutny przykład.

 Niestety często dotyczy to także dorosłych, którzy rano nie są głodni lub nie mają czasu ale nadrabiają wieczorem, a nawet w nocy. Oczywiście co dobre dla dzieci nie koniecznie smakuje dorosłym, ale babeczki czy ciasteczka można zastąpić sałatką, jajkami czy pieczywem z warzywami i domową pieczenią. Sama zresztą, od kilku miesięcy, stałam się wielbicielką zup bynajmniej nie mlecznych. Raczej mam na myśli krupniki wszelkiej maści z kaszami lub brązowym ryżem, delikatnie doprawione, ale nie mdłe. Nic nie rozgrzewa tak jak ciepła zupa!
  Dla tych którzy uważają zupy za tuczące polecam książkę Moniki Honory "Zupy sycące ale nie tuczące", której autorka zmodyfikowała tak przepisy aby były dopasowane do naszych potrzeb energetycznych w różnych porach dnia. Zupy dzielą się na śniadaniowe, przedobiednie i obiadowe oraz podwieczorek + kolacja, a całość może być bazą diety na której trudno być godnym. Polecam szczególnie wersje śniadaniowe (z powodów wyżej wymienionych) i kolacyjne ( bo dopada mnie 'mały wieczorny głód").


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz