Jestem ze wsi i jestem z tego dumna.

poniedziałek, 21 października 2013

Wiejskie problemy "nieprezeski"


 Jesienią człowiek staje się sentymentalny, życie w Siedlisku wyraźnie zwalnia-  więc można się troszkę poobijać i pomyśleć o rzeczach, na które wcześniej brakowało czasu. Przez cały sezon dojrzewają nowe pomysły i całkiem ważne decyzje, niektóre mogą być rewolucją lub nawet niewielkim trzęsieniem ziemi. Tak już było nie raz i choć wiem, że od ich realizacji dzieli mnie tylko krok to jest to ciężko mi go zrobić. Jestem wybitnie stadnym zwierzęciem więc dużą opinię przykładam do opinii bliskich i ich wsparcia. Nie wyobrażam sobie podejmowania ważnych decyzji bez rodzinnej narady, choć przyznaje- jestem uparta jak osioł i niekiedy lubię postawić na swoim z czystej przekory!Po prosty temat muszę obgadać i to najlepiej kilka razy.  Zawsze z podziwem patrzyłam na osoby, które zarządzanie mają we krwi i bez mrugnięcia okiem podejmują decyzję "być albo nie być". Niestety, na prezesa się nie nadaję, co zresztą nie spełnia mi snu z powiek bo czy wszyscy muszą być prezesami!!! Zresztą stołek prezesa jest zazwyczaj samotnym tronem, a je wygrzewając się w rodzinnym ciepełku wolę wersję może mniej spektakularną ale za to o wiele przyjemniejszą. Wiem, wiem, nie pierwszy raz podpadam feministką! Cóż chyba kiepsko wpisuję się w trendy współczesnej wizji kobiety!
Ale jako kobieta ze wsi staję oko w oko z problemami, o których przeciętna dziewczyna z miasta i przeciętny prezes wie niewiele. Ostatnio było to zdobycie dobrej jakości siana, które nie pochodziłoby z terenów odleglejszych niż sąsiednia wioska, bo wtedy koszt transportu przewyższa koszt siana i robi się z tego mała paranoja. Problem drugi to jak tanio dostarczyć do Siedliska bele siana o wadze 400-450kg ! Powaliłam na łopatki moich chłopaków propozycją, że rzeczoną bele dotoczymy. Szanowny Małżonek w przerwach między atakami szalonego śmiechu zaproponował, że proces toczenia przez babę ze wsi (czyli mnie!) oraz jej gromadę dzieci uwieczni kamerą i wrzuci na You Tube jako przykład postępującej mechanizacji wsi polskiej. Po przemyśleniu tematu przyznałam mu rację- pomysł był głupi! Dzięki Bogu posiadam liczne rodzeństwo w tym brata o zainteresowaniach podobnych do moich, który pożyczył przyczepkę i dowiózł siano. Tak więc problem głodu zaglądającego we wdzięczne kozie oczy został zażegnany!
Muszę przyznać, że trochę żałuję, że kupiłam tylko jedną kozę bo Matylda wyraźnie czyje się samotna co objawia się żałosnym meczeniem gdy na dłuższy okres zostaje pozbawiona towarzystwa. Samotne pasienie się na pastwisku odpada- więcej meczenia niż jedzenia! Bardzo za to lubi paść się obok frontowego  ogrodzenia, bo spędza czas na wyglądaniu za płot i "komentowaniu" tego co dzieje się na drodze i u sąsiadów z na przeciwka. Ot, taka ciekawska wiejska plotkara! Jeśli jest u siebie to obowiązkowo musi mieć otwarte okno, żeby zaglądać na co szczekają psy, kto przyjeżdża lub przychodzi i w ogóle co się dzieje w obejściu. To wersja z kozą stróżującą!

Na koniec kilka jesienno-siedliskowych widoczków bo pogoda zaprasza do jesiennych spacerów.




1 komentarz:

  1. Ale fajnie u WAS....Kozy bardzo lubię, jako dziecko pasłam kozy a jak było gorąco to nawet pozwoliły napić się mleczka......Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń