Jestem ze wsi i jestem z tego dumna.

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Muszę, powinnam czyli chcę


  Tak już mam, że przed poranną kawą bez kija do mnie nie należy podchodzić, ale dzięki temu mam rano spokój i staram się "przerobić" w głowie każdy czekający mnie obowiązek nadając mu wymiar czegoś dobrowolnego i przyjemnego. Nie pamiętam gdzie przeczytałam, że gdy mamy podjąć się jakiegoś zadania na które nie mamy ochoty i wiemy, że praca będzie długa i  niewdzięczna warto ustalić sobie minimalny limit czasu pracy na 15 min. Oczywiście wydajnej pracy, a nie leserowania. Faktycznie kwadrans jawi się jako okres krótki i "do przeżycia", więc zacząć jest już o wiele łatwiej. Jednak w większości przypadków po owych 15 minutach praca idzie nam już tak gładko i wydajnie, że szkoda kończyć w połowie i bez większego problemu wykonujemy obowiązki do końca. Z doświadczenia wiem, że metoda ta działa doskonale nawet w przypadku sprzątania kurnika!
  Dodatkowo stosuję w życiu metodę, którą na własny użytek nazywam "muszę, powinnam, chcę".
Niestety my kobiety tak mamy, że wiele spraw traktujemy ambicjonalnie i nawet coś co kiedyś było przyjemnością może stać się obowiązkiem np. sport czy uprawa ogródka. Wtedy pojawia się znienawidzone przeze mnie słowo MUSZĘ o wydźwięku bardzo pejoratywnym, ciężkim jak kajdany w średniowiecznych kazamatach i mrocznym jak życie konia w kopalni. A przecież wystarczy zamienić muszę na POWINNAM by otworzyć sobie furtkę dobrowolności i potraktować codzienność bardziej swobodnie. Obowiązek nie jest już narzucony, ale podejmujemy się jego wykonania świadomie i dobrowolnie. Gdy powinnam posprzątać piwnicę przed zapełnieniem jej nowymi przetworami to niewdzięczny obowiązek staje się tylko kolejnym etapem, elementem mojego dobrowolnie wybranego stylu życia, preludium do przyjemności podziwiania harmonijnego ładu półek zapełniających się dżemami, ogórkami i kapustą.  A ja bardzo lubię ład i przetwory, więc któregoś popołudnia stwierdzam, że chcę posprzątać piwniczkę. Uwielbiam sprzątać piwnicę! Dajcie mi więcej piwnic do sprzątania!


  Oczywiście zdarzają się dni kiedy jednak wybitnie mi się nie chce, więc idę na łatwiznę- upraszczam, skracam lub całkowicie omijam. Jak uprościć sobie gotowanie- kupić garnek rzymski! Był moim marzeniem od dłuższego czasu, ale dopiero rok temu stałam się dumną właścicielką i od tej pory robię doświadczenia kulinarne, a garnek traktuję jako ratunek w chwilach gdy jestem za bardzo obłożona pracą. Lub po prostu mi się nie chcę wymyślać obiadu. Garnek rzymski to naczynie szkliwione tylko z zewnątrz, niestety dość kruche. Przed użyciem zarówno garnek jak i przykrywkę napełniamy wodą do wysokości 2/3, nieszkliwiona struktura garnka chłonie wodę, którą odda przy pieczeniu dzięki czemu danie będzie soczyste.

Aby nie mieć problemu z przywierającymi resztkami jedzenia garnek wykładam papierem do pieczenia. Potem układam mięso, oczywiście doprawione lub wcześniej zamarynowane i otaczam pokrojonymi ziemniakami oraz  innymi warzywami np cebulą, papryką, fasolą szparagową . Garnek rzymski wstawiam do zimnego piekarnika na około 1,5 do 2 godzin. Mój nie jest za duży- mieści około 1-1,2 kg mięsa, więc spokojnie wystarcza 1,5 godziny pieczenia.
 Ponieważ mam możliwość zaprogramowania długości pieczenia ustawiałam piekarnik na wymagany czas i np jechałam po zakupy, a po powrocie czekał na mnie gotowy obiad.
Dużo pomysłów na smaczne dania można znaleźć na stronach producentów,  ale warto szukać też na portalach i blogach kulinarnych.   
Oczywiście zaoszczędzony czas można z czystym sumieniem wykorzystać na coś przyjemnego- w moim przypadku na tworzenie nowej miniatury. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz