Znacie szarą godzinę dnia? To ta pora kiedy mrok już ustępuje, ale różanopalca Eos jeszcze nie obudziła dnia swym pocałunkiem. Zdarza się, że człowiek budzi się o tej smutnej godzinie i już nie zmruży oka do rana przewracając się z boku na bok i męcząc się galopadą myśli. Czarnych oczywiście. Jednym słowem koszmar!
A co jeśli szara godzina trwa przez cały dzień?! Szaro, ciemno i ponuro rano, szaro, ciemno i ponuro w południe a wieczorem... szaro , ciemno, ponuro i leje na dodatek! Człowiek pogrąża się w jesiennej depresji, bo przecież listopad mamy tej zimy. Nie zamierzam truć głupot o motywacji, wizualizacji i pozytywnym myśleniu! Ciemnym i zimnym "bladym" porankiem nie myślę w ogóle, wiec wizualizacja ciepłej łąki graniczy z cudem, a jedyna żyjąca komórka w mym mózgu odpowiada za charkot nienawiści wydobywający się z ust. Ot taki świt zombie.. Dodam że niestety ten stan utrzymuje się u mnie niekiedy do wieczora, więc kolejnego poranka motywacje mam raczej słabą. Staje się wtedy ,jak to określiła koleżanka, kobietą bez twarzy* -brak makijażu, szary sweter, włos sczochrany z wronim gniazdem z tyłu głowy. Wtedy wiem że muszę skorzystać z przyjemności, które zarezerwowane są nie tylko na tą porę roku, ale teraz mogą dać niezłego kopa energetycznego, A więc:
Po pierwsze- spacer. Leje? Cudownie- nic tak nie poprawia cery jak naturalna wilgoć. Zimno? Zdychają bakcyle. Wieje? Przynajmniej nie ma smogu. Zmuszam się. Wiem że będzie lepiej. Na wszystko są sposoby, a złej pogody nie ma tylko złe ubrania. Niekiedy wystarcza spokojnym krokiem do bramy i z powrotem. Przed nasileniem sezonu grzewczego korzystałam z bliskości wałów nad Lubatówką i szłam na przechadzkę przed pracą, ale w zimie lepiej nie ,bo raczej jest to rozciągnięte w czasie samobójstwo niż ruch dla zdrowia.
Po drugie- kominek. Chyba nie trzeba nic tu dodawać, szczególnie gdy wracam ze spaceru gdzie lało, wiało i było zimno
Po trzecie- sauna i basen. Pływanie pozwala się odprężyć i świetnie działa na zmęczony siedzeniem przy biurku kręgosłup, a nawet na miejskich basenach są już sauny, o miejscach bardziej przyjemnych, jak baseny hotelowe nie wspomnę. Dla mnie to nieprawdopodobny zastrzyk energii i staram się korzystać w miarę możliwości. Nie tylko zdrowia ale i dla urody - pobudza układ krążenia, wydzielanie endorfin i odporność- szczególnie w połączeniu z zimnym prysznicem, ale też oczyszcza skórę pozwalając wypocić toksyny i wspomaga odchudzanie (szczególnie gdy się pilnie ćwiczy i nie zajada smutków czekoladą!).
Po czwarte -grzane wino- dość stereotypowy sposób leczenia jesiennej depresji alkoholem, ale może dostarczyć wiele przyjemności szczególnie gdy mamy sprawdzony przepis. Mój to
1 szklanka wina czerwonego półwytrawnego
1/2 łyżeczki miodu
1/2 kieliszka brandy
1/4 pomarańczylub 1/2 mandarynki
kilka goździków (u mnie 2-3)
szczypta cynamony
Na początku zalewam przyprawy winem i odstawiam na jakieś pół godziny żeby nasiąknęły, potem powinna je odcedzić ale mi nie przeszkadzają więc zostawiam. Dodaje miód i podgrzewam wino aż do jego rozpuszczenia pilnując by się nie zagotowało. Na końcu wlewam brandy i dodaje plasterki pomarańczy albo cząstki mandarynki.
Powtarzać do uzyskania oczekiwanego efektu.
Nie ukrywam, że życie jest po kubeczku takiej mikstury jest bardziej kolorowe, więc zimą ocieram się o alkoholizm.
*Makijaż jest po to żeby kobieta namalowała sobie twarz.